Standardy ochrony małoletnich to szansa na zwiększenie bezpieczeństwa dzieci, na sprawniejsze wykrywanie i reagowanie na krzywdzenie i zaniedbanie. Koniecznym jest jednak, aby uwzględniały także aspekty związane z funkcjonowaniem w dobie internetu i mediów cyfrowych. Bo wiele przykładów krzywdzenia ma miejsce online, a swoje konsekwencje – także w realu. O jakie kwestie warto uzupełnić standardy?
Obowiązki w standardach ochrony dzieci
Już od 15 sierpnia placówki, organizacje, kluby sportowe, ale także hotele i domy kultury – wszystkie instytucje działające na rzecz dzieci, będą musiały mieć opracowane i wdrożone standardy ochrony małoletnich. To systemowe rozwiązanie jest konsekwencją przyjęcia w 2023 roku tzw. „ustawy Kamilkowej”.
Zanim jeszcze było to obowiązkowe, w Fundacji Orange wdrożyliśmy politykę ochrony dzieci przy wsparciu Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, odnoszącą się do wszystkich podejmowanych przez nas inicjatyw i aspektów funkcjonowania. Od samego początku jesteśmy też ambasadorami wdrażania standardów we wszystkich aspektach życia społecznego i gospodarczego, mając świadomość, jak wiele mogą wnieść w kwestii ochrony przed krzywdzeniem i zaniedbaniem dzieci.
Ograniczę się zatem jedynie do tego, że wprowadzają one obowiązek:
- weryfikacji personelu mającego kontakt z dziećmi w rejestrze tzw. przestępców na tle seksualnym,
- posiadanie procedur reagowania na podejrzenie jakiejkolwiek formy krzywdzenia dziecka oraz zdolności rozpoznawania nadużyć i skuteczniejszej ochrony,
- określenia zasad bezpiecznych kontaktów dorosłych z dziećmi oraz relacji rówieśniczych,
- reguł korzystania z zasobów internetowych,
- zabezpieczenia danych osobowych,
- szkolenia kadry, ciągłego doskonalenia wrażliwości organizacji i jej pracowników lub współpracowników.
Wyzwania i szanse na drodze wdrożenia
Wdrożenie tego systemu bez wątpienia jest ogromnym wyzwaniem. Z pewnością napotka na opór, krytykę i wskazywanie na przeciążenie biurokracją w wielu placówkach. Wielu z tych opinii trudno odmówić szczerości i podstaw. Niemniej, wydaje się, że mamy właśnie szansę dokonać ogromnej pozytywnej zmiany społecznej w kwestii budowania – jak sam je nazywam – empatycznych instytucji oraz wzmacniania kultury troski o najbardziej wrażliwe grupy.
Przed nami wiele etapów zmiany społecznej od krytyki, sprzeciwu, poczucia zagubienia i chaosu po ciekawą obserwację, aż po akceptację, a może nawet entuzjazm. Co naturalne, na to ostatnie pewnie będziemy musieli trochę poczekać.
Jestem też pewien, że w toku jej wdrażania wyjdzie jeszcze wiele potrzeb i doświadczeń, które pokażą, jak należy ten system poprawiać – na poziomie wytycznych i dobrych praktyk, a także na poziomie legislacyjnym.
Ważne uzupełnienia do standardów
Wydaje mi się, że jest kilka obszarów, które już teraz warto poddać uważnej analizie, a które nie zostały zaadresowane w ustawie jako takiej, co nie oznacza, że nawet obecnie nie mogą zostać usprawnione, choćby jako samoregulacje, dobre praktyki i procedury wdrażane przez poszczególne podmioty i sektory. Spośród nich w sposób szczególny chciałbym wskazać cztery.
Po pierwsze, skandal, o którym dowiedzieliśmy się rok temu, zwany PandoraGate, udowodnił, że potrzebujemy też zmian w podejściu do mediów cyfrowych. Afera ta pokazała, jak influencerzy – ikony i idole młodych ludzi, sprzedający przybory szkolne, kosmetyki, prowadzący serwisy z tzw. treściami edukacyjnymi i rozrywkowymi, najprawdopodobniej uwodzili i krzywdzili młode dziewczyny. Proceder ten trwał wiele lat.
Z wielu dostępnych powszechnie badań wiadomo, że do krzywdzenia najczęściej dochodzi dzisiaj w mediach społecznościowych, na komunikatorach, w sieci. W raporcie „Nastolatki 3.0” z badań realizowanych przez NASK1 wynika, że 70 proc. badanych za największy problem internetu uznaje mowę nienawiści – hejt. W międzynarodowych badaniach „Youth Skills” czytamy z kolei, że na tle pięciu innych krajów Polska jest niechlubnym „liderem”, jeśli chodzi o ekspozycję internautów i internautek na intencjonalną mowę nienawiści2. W badaniach jakościowych realizowanych na potrzeby monitoringu podmiotowości i praw dziecka w dobie społeczeństwa informacyjnego p.t. „Dojrzeć do praw”, który prowadzi nasza Fundacja, młodzi ludzie przyznali, że to właśnie agresywnych i hejterskich zachowań rówieśników obawiają się najbardziej i są one dla nich źródłem stresu.
Przykładów i wyników badań można mnożyć. Prowadzone przy Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich w 2018 i 2019 roku prace wokół problemu patostreamingu pokazały, jak trudno jest przekonać platformy cyfrowe do blokowania patosteramerów wyrządzających ewidentną krzywdę ludziom i naruszających ich godność. Spółki mediowe tworzące treści oraz stwarzające przestrzeń komunikowania się z młodymi ludźmi, są także organizacjami, które w mojej ocenie powinny zostać objęte jakąś formą wymagań w znacznie większym stopniu zabezpieczających – używając języka Konwencji o prawach dziecka – najlepiej pojęty interes dziecka (dobro dziecka).
Po drugie, korzystając z lekcji udzielonej przy okazji PandoraGate, powinniśmy bardzo poważnie zwiększyć ochronę dzieci w obszarze zarządzania marketingiem, reklamą i wszelkimi formami promocji usług i produktów. Ma to o tyle znaczenie, że na co dzień zapomina się, a dzieci i młodzież często o tym nie wiedzą, że zdecydowana większość aktywności użytkowników internetu, a wszystkie w mediach społecznościowych, odbywają się według paradygmatu komercyjnego. Każda minuta naszego czasu i uwagi, którą poświęcamy na te aktywności, każda treść, informacja i dana osobowa, podlega prawom monetyzacji. Pomimo niepokojących sygnałów o działaniach grupy influencerów z PandoraGate ich działania były sowicie finansowane przez wielu sponsorów, agencje marketingowe i budżety, w tym dużych korporacji. Oznacza to, że takie procesy jak zarządzanie ryzykiem, etyką czy zgodnością (compliance) delikatnie mówiąc – jeśli w ogóle istniały – w tym wypadku nie zadziałały.
Ponadto, aktualnym pozostaje też problem związany z promocją usług i produktów, często jednoznacznie szkodliwych dla zdrowia młodych ludzi, np. alkoholu, używek, produktów tytoniowych, kierowanych do tej grupy docelowej. Najczęściej działania te realizowane są w sposób niestandardowy, poza oficjalnymi formatami reklamowymi, które są w tym przypadku zabronione. Wykorzystuje się więc tak zwanych influencerów, organizuje specjalne wydarzenia dla młodych ludzi, etc. Dlatego właśnie działania komercyjne zdecydowanie powinny zostać objęte specyficznymi dla siebie standardami. Dobrym kierunkiem myślenia o tym jest stworzona roku temu Karta Praw Dziecka w Biznesie.
Po trzecie, potrzebujemy zdecydowanej zmiany zachowań w zakresie nagminnego udostępniania danych osobowych dzieci w internecie, a szczególnie ich wizerunków. Praktyka w tej kwestii od dawna daleka jest od litery prawa i etyki. Niestety prawo do prywatności dziecka i potrzeba jej chronienia nie została wciąż przyswojona przez cały szereg instytucji – szkół, przedszkoli, klubów sportowych i centrów kultury. W ostatnim czasie poświęciliśmy w Fundacji temu wątkowi wiele opinii. Wspólnie z Urzędem Ochrony Danych Osobowych wydaliśmy też poradnik p.t. „Wizerunek dziecka w interencie. Publikować czy nie?”, aby wspierać dorosłych w odpowiedzialnym i rozważnym podejściu do publikowania treści z udziałem dzieci online. Materiał ten znalazł się wśród rekomendacji Zespołu do Spraw Ochrony Małoletnich działającym przy Ministerstwie Sprawiedliwości do opracowania standardów dzieci.
Po czwarte, obecne rozwiązania praktycznie uniemożliwiają weryfikację personelu danej instytucji lub organizacji, który nie ma bezpośredniego kontaktu z dzieckiem - podopiecznym. Zdając sobie sprawę ze złożoności tego problemu, trudno nie odnieść wrażenia, że ustawodawca nie uwzględnił aspektu funkcjonowania w dobie społeczeństwa informacyjnego – mediów cyfrowych. Bezpośredni kontakt fizyczny, a precyzyjniej – wpisane w zakres zadań zajmowanie się dziećmi – nie oznacza, że do organizacji wychowawczych, edukacyjnych i sportowych prowadzących zajęcia z dziećmi nie będą przyjmowane osoby skazane za przestępstwa na tle seksualnym. Wystarczy, że będą miały inny zakres zadań. Zatem mogą wciąż pracować w takim miejscu, zajmując się kwestiami zarządczymi, organizacyjnymi, księgowością, recepcją, sekretariatem i wieloma innymi. Przynajmniej sporadyczny kontakt mają wszyscy posiadający wskazane wyżej odpowiedzialności. Co najważniejsze jednak, wiele z tych osób może mieć relatywnie łatwy dostęp do danych dzieci. Nie docenia się także ogromnej siły, jaką w budowaniu wiarygodności każdej i każdego z nas odgrywa instytucjonalna legitymizacja. Inaczej mówiąc, o naszej wiarygodności w dużym stopniu świadczy reputacja i siła instytucji, organizacji, firmy, dla której pracujemy. Zbudowana w ten sposób, w oczach dziecka, jego rodziców, opiekunów, środowiska lokalnego, pozycja może być użyta także w złych intencjach. Piszę to nie dlatego, że w każdym widzę potencjalne zagrożenie, bo nie kieruję się takim myśleniem. Luka ta wydaje mi się jednak zbyt poważna, żeby móc przejść nad tym w dłuższym okresie do porządku dziennego.
To tylko cztery z wielu obszarów, które podczas jakościowej analizy skuteczności wdrażania standardów należałoby uwzględnić. W najmniejszym stopniu nie mam na myśli tego, żeby na zasadzie „kopiuj wklej” zastosować obecne rozwiązania i poszerzyć krąg objętych nimi podmiotów. Podmioty te oraz rodzaj wykonywanej w ich ramach pracy posiadają swoją specyfikę, która wymaga profilowanych rozwiązań. Punktem wyjścia nie może być jednak wdrożenie biurokratycznej procedury, ale nadrzędny cel, którym jest zwiększenie stopnia ochrony dobrostanu dziecka, a odwołując się do Konwencji – tworzenia przyjaznych warunków do życia, przeżycia i rozwoju.