Janusz Korczak lata temu stworzył redakcję, której jednym z głównych założeń było to, żeby cała redakcja składała się wyłącznie z dzieci i aby pisać o dzieciach i dla dzieci. Wiedział, że taka praca pomoże ukształtować w najmłodszych inteligencję emocjonalną i trwale o to zabiegał. Rozwijał u swoich podopiecznych ciekawość świata, ale nie zapominał przy tym o nauce krytycznego myślenia i wielkiej odpowiedzialności spoczywającej na dorosłych.
W komentarzu „Janusz Korczak – pedagog społeczeństwa informacyjnego” pisałem o słynnym wychowawcy jako pionierze pedagogiki medialnej i informacyjnej upatrującym w prasie, radiu, kinie, a także w pojawiającej się na horyzoncie telewizji – szans dla młodych ludzi. Myliłby się jednak ten, kto potraktowałby zainteresowanie Korczaka tą swoistą pedagogią medialną jako naiwne i idealizujące środowisko mediów. W tym względzie okazuje się, że był on pedagogiem krytycznym i refleksyjnym. Zdawał sobie sprawę z „magicznego” wpływu nowych mediów, które nie tyle dodają coś świeżego do życia społecznego, co zmieniają wszystko.
Bycie podmiotem zjawisk medialnych, szczególnie, w roli realizującego projekty medialne, wymaga sporego wysiłku: „Radio nie może, nie chce być marginesem twórczości artystycznej. Porwie albo upokorzy – żąda całego wysiłku, całej uwagi […] sam musisz w sobie słyszeć oddech słuchacza – niełatwo. (…) Ano, uczyć się trzeba. Jak? Nie pomoże, przeciwnie zmyli, krytyka prasy. Tylko listy, szczere listy dzieci i sprawozdania czujnej ich opieki. […] Doraźne uwagi i wiele ważniejsze – późniejsze echa”.
Anna Bystrzycka, analizując medialne zainteresowania Starego Doktora zauważa, że widział on także zagrożenia związane z rozwojem technologii masowego komunikowania się. Wskazywał na niebezpieczeństwo ze strony złowieszczych ideologii rodzących się w tamtym czasie, które w celach propagandowych wykorzystywały media przeciwko ludziom. Korczak czuł wielki ciężar odpowiedzialności za sprawy publiczne, których częścią jest środowisko mediów: „Rozgrywamy wielką grę: czy staniemy się jako dziatki, czy człowiek – bestia? Są padalcze pióra, bezwstydne obrazy, czy przybędzie jęzor plugawy? Stare komunały: zepsucie w powietrzu – atmosfera przesycona miazmatami zepsucia. Każdy krok zmienia ciężar ziemi. Radio zmieni ciężar gatunkowy człowieka […]”.
Nad posiadającymi władzę komunikacyjną należy – zdaniem Korczaka – „postawić surowych sędziów”. „Tu nie wolno się manić, rozgrywa się wielką stawkę: człowiek-dziecko. Wrażliwy, ufny i szczery, czy homo lupus – na zawsze?” –pisał Stary Doktor.
Lekcje na dzisiaj
Na podstawie spuścizny, którą nam zostawił ten świadomy pedagog nowych mediów, można pokusić się o wyciągnięcie wniosków wobec współczesnych wyzwań życia w społeczeństwie informacyjnym. W moim odczuciu trzy z nich są kluczowe.
Po pierwsze, warto wystrzegać się straszenia dzieci mediami cyfrowymi i traktowania środowiska mediów jako „wcielonego zła”, np. poprzez porównywanie go z kokainą (zaczerpnięte z autentycznego poradnika dla rodziców w jednej ze szkół). Nie można koncentrować się wyłącznie na karach, zakazach i innych restrykcjach w korzystaniu z nich. Nie dlatego, że media te są cudowne z natury, ale ponieważ podejście takie niszczy dialog z młodymi ludźmi, którzy doskonale wiedzą, że świat już dawno nie dzieli się na „online” i „offline”. Funkcjonujemy jednocześnie w jednym i w drugim, nawet wówczas gdy nie jesteśmy tego świadomi.
Były Rzecznik Praw Obywatelskich, Dr Marek Michalak w książce „Order uśmiechu – wspólny świat dzieci i dorosłych” pokazał, ja Korczak przez odłożenie na bok paragrafów, kodeksów i kar, uczy w praktyce demokracji na co dzień i szacunku do drugiego człowieka. Demokracji w codzienności uczy się przez dialog oraz wspólne zaangażowanie dorosłych i dzieci. Zadaniem tych pierwszych jest tworzenie „dzieciom przestrzeni bezpiecznej, szanującej prawa człowiecze każdego dziecka, opartej nie na rządach dzieci, czy wręcz tyranii najmłodszych, ale na zdrowych relacjach, zdrowych zasadach wzajemnego szacunku, honorujących specyficzne prawa zarówno świata dzieci, jak i świata dorosłych”.
Sonia Livingstone, kluczowa eksperta w zakresie nowych mediów, komunikacji oraz ich wpływu na życie dzieci i rodzin, która opracowała wiele raportów dla UNICEF i innych organizacji międzynarodowych, jednoznacznie wskazuje, że media cyfrowe są w pierwszej kolejności ogromnym zasobem realizacji wielu funkcji społecznych niezbędnych dla rozwoju. To, co rzeczywiście ma wpływ na bezpieczeństwo korzystania z mediów społecznościowych, to znajomość czynników chroniących i powodujących zagrożenie. Wiemy, że najmocniej bronią relacje z bliskimi i rówieśnikami oraz posiadanie blisko siebie zaufanych osób, a dzieci doświadczające niebezpiecznych zachowań w życiu poza siecią, są na nie najbardziej narażone także w internecie.
Co do zasady, dzięki rozwiązaniom cyfrowym, młodzi ludzie mogą zdobywać sprawczość i podmiotowość w komunikowaniu się ze światem, mieć wpływ na sprawy publiczne, korzystać z ogromnej palety możliwości edukacyjnych, podtrzymywać ważne dla siebie relacje i wzmacniać poczucie przynależności do istotnych dla swojej tożsamości grup. Prawo do bycia wysłuchanym jeszcze nigdy nie było na wyciągnięcie ręki. Zagrożenia, którym Sonia Livingstone poświęca bardzo wiele uwagi w swoich opracowaniach, związane są przede wszystkim z pozyskiwanymi i wytwarzanymi treściami (mowa nienawiści, dezinformacja, manipulacje, przemoc, brak ostrożności w ujawnianiu danych osobowych) oraz niewłaściwymi i nieostrożnymi relacjami prowadzonymi w sieci.
Z tego wynika druga konkluzja – dorośli i instytucje ponoszą wielką odpowiedzialność za treści oraz zachowania w środowisku cyfrowym, z którymi spotykają się dzieci. Nie powinna być ona jednak realizowana poprzez, zakazywanie (to bowiem jest bardziej ucieczką przed faktyczną odpowiedzialnością), ale poprzez zaangażowanie – włączenie się w poznawanie perspektywy młodych ludzi i ich świata. To zaangażowanie powinno przybierać formę troski objawiającej się tym, by w każdym przedszkolu i szkole, dzieci oraz rodzice mieli dostęp do zajęć uczących podstaw krytycznego i refleksyjnego podejścia do zjawisk cyfrowych, budowania właściwego dystansu do tego, co obserwujemy na ekranach komputerów, telewizorów i komórek, a co spełnia wiele kryteriów teatralności.
Konieczne jest poznanie umiejętności rozpoznawania kontekstów informacji i niesionych przez nie przekazów. Niezbędne są także: nauka higieny informacyjnej i cyfrowej, bezpieczeństwa w sieci, radzenia sobie w sytuacjach kryzysowych, korzystania z telefonów, chatów i komunikatorów zaufania (jak na przykład infolinia 116111) oraz przyswojenie etyki pracy z narzędziami cyfrowymi. Prowadząc zajęcia edukacji medialnej, informacyjnej i cyfrowej, powinniśmy zadbać o to, żeby rozwijać umiejętności społeczne, empatię, relacje „twarzą w twarz”, zmysł etyczny oraz szeroko pojętą inteligencję emocjonalną. Przy właściwym podejściu, w zależności od wieku, wszystkie lub większość zajęć odbywać powinny się zupełnie bez ekranów. To także najlepszy dowód na to, że wszystko, co dzieje się w środowisku mediów cyfrowych jest jak „stare wino w nowych bukłakach” – zaczyna i kończy się na ludziach.
Przykład Starego Doktora pokazuje też doskonale, jak zaangażowanie dzieci i dorosłych kształtować może postawy obywatelskie poprzez wskazywane już metody dialogiczne, a także nauczanie problemowe – otwarte dyskutowanie z dziećmi o tym, co dzieje się w życiu publicznym „tu i teraz”. Tymczasem dzisiaj, pod hasłem źle pojętej i rzekomej „apolityczności” w szkole, na wszelki wypadek nie debatuje się o kluczowych wyzwaniach społeczno-politycznych, które mają też swoje odzwierciedlenie w środowisku cyfrowym. Tak bardzo wszyscy chcą przygotowywać dzieci do życia w przyszłości, że zapominają o tym, że one już są obywatelami naszego świata – żyją, doświadczają, analizują, mają swoje zdanie i unikalną wrażliwość, której możemy się od nich uczyć.
Po trzecie, wydaje się, że Janusz Korczak, który postulował stawianie „surowych sędziów” ponad osobami mającymi władzę w mediach, wyraził w ten sposób potrzebę zadbania o właściwe regulacje prawne. Przepisy takie powinny skutecznie chronić prywatność, zmniejszać skalę polaryzacji, ograniczać możliwości precyzyjnego profilowania odbiorców (w szczególności dzieci) i organizowania wielkich kampanii dezinformujących, a także wykluczyć promowanie patostreamerów zarabiających na wulgarności i przemocy. Regulacje te powinny również uczynić przejrzystymi algorytmy, które wpływają na nasze życie w stopniu znacznie większym niż sądzimy.
Poza twardymi regulacjami, istnieje też wielkie pole dla etosów zawodowych nauczycieli, producentów treści i osób zarządzających mediami oraz dziennikarzy. Walcząc o zaufanie swoich odbiorców, kierować powinni się standardami, uwzględniającymi jedno z pryncypiów Konwencji o prawach dziecka, jakim jest zobowiązanie do kierowania się dobrem najmłodszych i brania go pod uwagę zawsze w pierwszej kolejności.
Na koniec aspekt bardzo ważny – najwyższy czas, by państwo wzięło odpowiedzialność za edukację i wychowanie przygotowujące do życia w świecie informacji i mediów cyfrowych. Nauka funkcjonowania w nim jest niczym innym jak niegdyś alfabetyzacja. Postulat wprowadzenia takich celów i metod nauczania do polskich szkół od wielu lat odbija się pustym echem. Środowisko cyfrowe, niestety utożsamia się najczęściej z przedmiotem „informatyka” i nabyciem technicznych umiejętności z jego zakresu. Te, jak wiemy, nie wystarczą jednak ani do ochrony przed niewłaściwymi zachowaniami typowymi dla społeczeństwa informacyjnego, ani nie pozwalają na wykorzystanie pełnego potencjału nowych technologii.