Poniższy wpis jest pierwszym z serii czterech tekstów, których celem jest poszerzenie wiedzy w dziedzinie, która nie jest jednoznaczna. W tym pierwszym artykule zajmujemy się pozornie prostym pytaniem: co właściwie oznacza dezinformacja. Na początku odłożymy na bok nasze poglądy na ten temat, przyjrzymy się oficjalnym interpretacjom i postaramy się pokazać, jak to zjawisko jest definiowane przez Komisję Europejską i holenderskie władze.
[Polski Czytelniku, w poniższym tekście znajdziesz odniesienia do sytuacji w Holandii, bo jego autorami są przedstawiciele organizacji Drog zajmującej się analizą zjawiska dezinformacji, którzy napisali go dla holenderskiej platformy Frankwatching. Elementy holenderskie to tylko przykłady ogólnych reakcji i interpretacji, które są powszechne w większości systemów demokratycznych.]
Definicja
Według Komisji Europejskiej „Dezinformacja oznacza możliwe do zweryfikowania nieprawdziwe lub wprowadzające w błąd informacje, tworzone, przedstawiane i rozpowszechniane w celu uzyskania korzyści gospodarczych lub wprowadzenia w błąd opinii publicznej, które mogą wyrządzić szkodę publiczną. Szkoda publiczna obejmuje zagrożenia dla demokratycznych procesów politycznych i kształtowania polityki oraz dla ochrony zdrowia obywateli UE, środowiska naturalnego lub bezpieczeństwa”. Definicja dezinformacji nie obejmuje błędów dziennikarstwa, satyry i parodii ani wyraźnie oznaczonych stronniczych wiadomości i komentarzy” (Zwalczanie dezinformacji w Internecie, 2.1)[1].
Powyższa definicja opiera się na szeregu założeń:
- Dotyczy informacji, które po sprawdzeniu okazują się nieprawdziwe lub wprowadzające w błąd w stopniu większym niż błąd dziennikarski, humor czy stronniczość.
- Istnieją ludzie i zorganizowane grupy, które tworzą, przedstawiają i rozpowszechniają dezinformacyjne treści.
- Celem działania tych ludzi jest zdobycie pieniędzy lub manipulacja.
- Dezinformacja może być szkodliwa dla systemów i obywateli państw demokratycznych oraz środowiska naturalnego.
Dlaczego warto przeciwdziałać dezinformacji?
Dezinformacja często jest legalna[2]. Gdy twierdzono, że zagraża procesom demokratycznym i społeczeństwu, rozumiana zostaje konieczność podjęcia odpowiednich kroków w celu przeciwdziałania jej rozpowszechnianiu. Ewentualne szkody dotyczą obszarów, za które odpowiada rząd: procesów demokratycznych i sfery publicznej. Więc staje się logicznie, że to rząd jest odpowiedzialny za przeciwdziałanie.
Pod względem definiowania potencjalnych skutków dezinformacji, dalej niż Komisja Europejska idzie holenderski rząd, według którego jej celem jest „szkodzenie debacie publicznej, procesom demokratycznym, gospodarce opartej na wiedzy lub zdrowiu publicznemu”[3]. Holenderskie władze wskazują, że „dezinformacja jest rozpowszechniana ze względu na interesy ekonomiczne. Może być wykorzystana do sprzedaży produktów lub do zarabiania na reklamach umieszczonych obok komunikatów dezinformacyjnych (ang. clickbait). Może być również wykorzystana do przedstawienia konkurentów lub ich produktów w złym świetle. Produktem może być też samo szerzenie dezinformacji np. sprzedaż tzw. sieci botów wykorzystywanych do rozpowszechniania fałszywych informacji”.
Informacje wprowadzające w błąd
Ponieważ dezinformacja jest prezentowana jako zagrożenie dla systemu demokratycznego, to zjawisko to nie mieści się w ramach demokracji. Nie chodzi tu o przypadki błędów dziennikarskich, satyry czy nawet stronniczych opinii, ale o informacje, które nie mieszczą się w ramach wolności słowa, ponieważ wypowiedzi te są karalne lub konsekwencje ich rozpowszechniania prowadzą do karalnych i/lub bezprawnych zdarzeń[4]. Jest więc jasne, że można podejmować działania przeciwko dezinformacji tak przedstawionej bez naruszenia praw podstawowych.
Wrogowie demokracji
Ze względu na szkodliwy charakter dezinformacji dla naszej demokracji, ludzie, którzy tworzą ją i rozpowszechniają są „z definicji” wrogami systemu demokratycznego. Ci wrogowie znajdowali lukę w prawie: prezentują fałszywe lub wprowadzające w błąd informacje jako prawdziwe.
Na szczęście istnieją sposoby, by bronić się przed takimi informacjami. Bo dezinformacja to informacja możliwa do zweryfikowania, wystarczy proste sprawdzenie, aby ją zdemaskować. Mimo, że to rząd jest odpowiedzialny za walkę z dezinformacją, holenderski rząd nie zdecydował się na utworzenie urzędu pokroju „ministerstwa prawdy”[5] lub na powołanie „czar rzeczywistości”[6]. Wyjątkiem są sytuacje, gdy chodzi o bezpieczeństwo narodowe, zdrowie publiczne, stabilność społeczną i/lub gospodarczą[7]. Sprawdzanie innych faktów rząd pozostawił w rękach dziennikarzy i innych specjalistów. Władze uważają za ważne, że także zwykli obywatele powinni posiadać podstawowe umiejętności niezbędne do samodzielnego oddzielenie dezinformacji od faktów, tak by móc bez przeszkód uczestniczyć w debacie publicznej. Aby wspierać walkę z dezinformacją prowadzoną przez obcych, rząd hojnie udostępnia środki.
Reklama
W stwierdzeniu, że informacja może wywierać poważne skutki, nie ma nic odkrywczego[8]. Marketing polityczny istniał na długo przed dezinformacją. Po raz pierwszy został wykorzystany przez agencję reklamową Ted Bates w imieniu Dwighta Eisenhowera w trakcie kampanii przed wyborami prezydenckimi w 1952 roku. W swojej książce The Hidden Seducers (1957) dziennikarz Vance Packard przedstawił specjalistów ds. reklamy jako wszechmocnych manipulatorów, a takie ich postrzeganie stało się w społeczeństwie powszechne. Pojawienie się reklam cyfrowych tylko wzmocniło to przekonanie. Często uważa się, że za pomocą Facebooka i Google można wpływać na ludzi jak nigdy wcześniej, a za przykład takich działań podawana jest np. afera Cambridge Analytica[9]. Dezinformacja pasuje do tradycji tego mitu.
Ku zdziwieniu wielu osób, zakwestionował mitu jeden z przedstawicieli Big Techu. Właściciel Facebooka, Mark Zuckerberg[10] powiedział, że pogląd jakoby fake newsy udostępniane za pośrednictwem Facebooka wpłynęły na wynik wyborów prezydenckich w USA w 2016 roku jest „dość szalonym pomysłem”. Tłumaczył, że „wyborcy podejmują decyzje na podstawie swoich własnych doświadczeń”, a obwinianie cyfrowej manipulacji za wygraną Donalda Trumpa, pokazuje „głęboki brak zrozumienia” wiadomości wysłanej przez ludzi, którzy na niego głosowali. Rok później, po znalezieniu na własnej platformie tysięcy politycznych postów i reklam wyborczych autorstwa rosyjskich agentów, właściciel Facebooka zmienił swoje zdanie[11] i obiecał natychmiastowe wprowadzenie ulepszeń w działaniu portalu. Według dziennikarza Josepha Bernsteina[12], zwrot ten w podejściu portalu ma sens: „Podstawowy przekaz biznesowy Facebooka sprawił, że zaprzeczanie takim praktykom nie jest możliwe. Firma Zuckerberga zyskuje, przekonując reklamodawców, że może ujednolicić swoich odbiorców w celu komercyjnej perswazji. Jak mogłaby zatem twierdzić, że treści udostępniane na tym portalu „nie wpływają na przekonania ludzi?”.
Zanieczyszczenie cyfrowe
Podstawowe założenie dezinformacji nie jest nowe - informacja może manipulować masami. Stosunkowo nowe jest jednak to, że przeciwko określonemu rodzajowi informacji należy podjąć działania na szczeblu rządowym. Do uzasadnienia tego nowego podejścia była potrzebna odpowiednia historia. Pojawiła się ona pod koniec drugiej dekady XXI wieku – cyfrowe zanieczyszczenie istnieje. Zwięźle podsumowuje to jedna z wielu wypowiedzi pochodzących z 2019 roku: „Społeczeństwo zdało sobie sprawę, jak zagospodarować odpady powstałe w wyniku rewolucji przemysłowej. To samo musimy zrobić z dzisiejszym Internetem”[13]. Z historii tej wynika, że „dotychczas czyste strumienie informacji, są teraz zanieczyszczone mułem”. UNESCO[14] mówi o dezinformacji jako „zanieczyszczeniu informacyjnym”. Podobnie definiuje ją Rada Europy[15], OECD[16] i niezliczeni naukowcy.
Zaletą traktowania dezinformacji jako zanieczyszczenia jest możliwość opisania jej jako łańcucha procesów, w sprawie których można podjęć interwencje. Jeżeli chodzi o zanieczyszczających, łańcuch wygląda następująco: na początku należy zaznaczyć, że istnieją podmioty, które mają interes („misję”) inny niż dobre społeczeństwa i jest nim np. maksymalizacja zysku. Podmioty te emitują zanieczyszczenia („emisja”), które rozprzestrzeniają się na zewnątrz („transmisja”) i trafiają w kilka miejsc („remisja”). W wyniku tych działań ludzie wchodzą w kontakt z zanieczyszczeniami, na przykład poprzez ich „wdychanie” („inmisja”). Ostatnim krokiem jest wiązanie przez ludzi konsekwencji z faktu, że mają kontakt z zanieczyszczeniami („(k)omisja”). W przypadku dezinformacji łańcuch byłby następujący: istnieją strony, które produkują dezinformację, aby osiągnąć określony cel. Jest ona następnie rozpowszechniana i trafia do mediów społecznościowych oraz serwisów informacyjnych. Następnie ludzie konsumują dezinformację i reagują na nią.
Dodatkową zaletą wykorzystania tego modelu jest, że stworzy gotową ramę do działania. Wszystkie instrumenty, które normalnie mogą być użyte przeciwko zanieczyszczającym, mogą zostać także zastosowane przeciwko dezinformacji. Konieczne może okazać się tylko ich drobne dostosowanie w niektórych aspektach. Fakt, że nie trzeba podejmować zbyt wielu wysiłków, aby zinterpretować dezinformację lub opracować instrumenty do jej zwalczania, daje przewagę wszystkim stojącym po stronie demokracji: zarówno rządom, jak i organizacjom, które chcą z nią walczyć.
Standardowy model dezinformacji
Jeżeli złożymy razem wszystkie elementy (definicję, założenia i metaforę), możemy opisać standardowy model dezinformacji:
W naszym następnym tekście rzucimy światło na mnogość interwencji podejmowanych przez różne podmioty w celu zwalczania dezinformacji.
AUTORZY
- Onno Hansen-Staszyński - specjalista ds. edukacji, rozwoju kompetencji cyfrowych, przeciwdziałania dezinformacji i kwestii tożsamości cyfrowej. Zainicjował wdrażanie praw dziecka w Unii Europejskiej i był członkiem grupy ekspertów Komisji ds. Cyfryzacji i Zwalczania dezinformacji w szkołach. Obecnie jest m.in. doradcą Drog i wraz z żoną Beatą Staszyńską-Hansen trenerem nauczycieli w Akademii Dynamicznej Tożsamość oraz nauczycielem w LO 4 w Gdańsku.
- Bram Alkema - przedsiębiorca społeczny i specjalista w zakresie publicznych strategii komunikacji cyfrowej. Studiował ekonomię na Uniwersytecie w Groningen.
- Ruurd Oosterwoud - założyciel i dyrektor DROG, firmy społecznej zajmującej się interwencjami przeciwko dezinformacji. Jest magistrem rusycystyki na Uniwersytecie w Leiden, podczas jego studiów na uniwersytecie zaczynała się jego obsesja na punkcie propagandy.