W walce z dezinformacją kluczowe jest krytyczne myślenie – wywiad z Anną Mierzyńską - Fundacja Orange
Pomiń nawigację

Strefa wiedzy

W walce z dezinformacją kluczowe jest krytyczne myślenie – wywiad z Anną Mierzyńską

Anna Mierzyńska, Członkini Rady Programowej naszej Fundacji w ostatnim czasie wydała książkę „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie”, w której pokazuje mechanizmy manipulacji, abyśmy pochylili się nad informacjami i ich źródłami, w świecie, w którym jesteśmy zalewani mnóstwem wiadomości, nie zawsze prawdziwymi. Zachęcamy do lektury wywiadu na temat samej książki oraz tego, jak możemy budować odporność na dezinformację, a także do zapoznania się z poradnikiem, który dla naszej fundacji przygotowała Anna Mierzyńska.

***

Termin premiery Pani książki „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” chyba nie jest przypadkowy – od czasu ataku Rosji na Ukrainę temat dezinformacji jest bardziej obecny w przestrzeni publicznej niż kiedykolwiek wcześniej. Z czego wynika popularność tematu?

Sam temat na książkę narodził się w połowie zeszłego roku, zaczęłam ją pisać w grudniu, więc zanim wybuchła wojna. Chciałam w niej pokazać na podstawie rozmaitych historii, jak dezinformacja wpływa na nasze życie. Zanim jeszcze wybuchła wojna, napisałam pierwsze rozdziały i choć nie chciałam się skupiać na Rosji, to ona tam się regularnie pojawiała. A potem okazało się, że nie ma takiej opcji, żeby przy temacie dezinformacji uciec od wpływów Rosji oraz że trzeba o tym pisać wprost. Książka jest zatem z jednej strony o tym, jak dezinformacja wpływa na nas, jak oddziałuje, a z drugiej opowiada też w jaki sposób tę dezinformację wykorzystuje Rosja prowadząc wojnę dezinformacyjną.

Dziś sporo się mówi o dezinformacji także dlatego, iż coraz bardziej dociera do nas to, że nie wszystkie treści, z którymi się spotykamy, są prawdziwe. Podczas wojny widać to szczególnie, ponieważ łatwiej jest natknąć się na informacje sprzeczne ze sobą. Pojawiają się pytania i wtedy okazuje się, że mamy do czynienia z dezinformacją, czyli świadomym, celowym rozpowszechnianiem fałszywych informacji w sieci. To nie są tylko fake newsy (informacje, która w całości oparte są na nieprawdziwych faktach). Dezinformacja to także zmanipulowane, wyrwane z kontekstu, przekształcone informacje. W takiej sytuacji na pierwszy rzut oka wydaje się, że dana treść jest prawdą, a jak się przyjrzymy, to okaże się, że tylko jej kawałek jest prawdziwy. Do tego dezinformacja też się zmienia, im bardziej walczymy z jakąś jej kolejną formą, tym bardziej ci, którzy dezinformują, pracują nad wymyśleniem nowych metod manipulowania ludźmi.

Dezinformacja ewoluuje cały czas. A czy widać w niej jakieś „trendy” od czasu wybuchu wojny? Czy ona się zmienia w kontekście ataku Rosji na Ukrainę?

Przede wszystkim Rosja się odsłoniła, nie ma czasu na maskowanie swoich działań tak dokładnie, jak wcześniej. Łatwo w sieci można zobaczyć, jak mechanizmy dezinformacji działają. Dzięki temu np. mogłam obserwować na platformie Telegram, jakie działania są prowadzone, aby fałszywe przekazy docierały jak najszerzej. Na przykład jedna z internetowych siatek zajmowała się tym, by propagandowe materiały, które pierwotnie były po rosyjsku, na bieżąco tłumaczyć na inne języki. W ten sposób codziennie powstawało aż 19 wersji językowych tego samego przekazu –  po to, by jak najszerzej rozprowadzić go w sieci i zlikwidować barierę językową. Osoby, które będą tę treść odbierać, nie będą miały poczucia, że jest to przekaz rosyjski, skoro jest w ich ojczystym języku, prawda? I o to chodzi.

Po drugie – widać że jesteśmy w kolejnej fazie wojny informacyjnej. Na początku Rosja użyła jako broni informacyjnej uchodźców, starając się pokazać, że są oni zagrożeniem dla mieszkańców Zachodu. To się w dużej mierze nie udało. W ciągu ostatnich dwóch-trzech miesięcy propaganda rosyjska skupia się więc na przekazie kierowanym do Europy i USA, że kryzys gospodarczy, którego doświadczamy, jest skutkiem sankcji nałożonych na Rosję. To jest świetny przykład, żeby zobaczyć, jak działa propaganda. Bo kryzys gospodarczy, energetyczny mamy – to fakt. Ale w przekazie rosyjskim wynika on z nałożonych przez Zachód sankcji. Łatwo nam się na to nabrać: bo owszem, mamy sankcje, nie handlujemy z Rosją, nie kupujemy paliwa. Ale Rosja w tym przekazie tworzy ścieżkę para-logiczną. To znaczy usiłuje nam wbić do głów, że skoro przyczyną kryzysu są sankcje, to aby zakończyć kryzys, należy te sankcje zdjąć. A winą obarczyć polityków europejskich i Stanów Zjednoczonych, ponieważ to oni nałożyli je na Rosję. W rzeczywistości jednak prawda jest gdzie indziej. Dlaczego jest kryzys? Ponieważ trwa wojna. A kto wywołał wojnę? Rosja. Czyli, aby zakończyć kryzys, musi zakończyć się wojna. To przesuwa odpowiedzialność na Rosję.

Jak wygląda wybieranie tematów, które potem są „grzane” jako dezinformacja? Czy osoby, które tworzą tę propagandę, wrzucają dużo tematów i patrzą, które zadziałają? Czy jest tutaj jakaś strategia?

Celem wojny informacyjnej jest pogłębienie podziałów społecznych oraz destabilizowanie społeczeństw i państw. Aby to skutecznie robić, należy poznać specyfikę danego narodu. W przypadku Polski i krajów europejskich Rosja ma dobrze rozpoznane, jakie tematy są nośne. Na przykład kwestia uchodźców zawsze działała w Polsce, choć lepiej (dla dezinformatorów oczywiście) w przypadku uchodźców muzułmańskich niż słowiańskich. Wykorzystując ten temat można stosunkowo łatwo wpływać na nastroje Polaków.

Rosja stosuje też w wojnie informacyjnej metodę „siania”. Czyli najpierw siane jest ziarno - w postaci różnych przekazów w wielu grupach społecznych. Potem propagandziści „podlewają” te tematy, pomagają im wzrastać i obserwują, co działa – a źródłem tych tematów jest właśnie znajomość konkretnego społeczeństwa. Jeśli chodzi o wojnę w Ukrainie, Rosjanie wiedzą, że na Polaków działa kwestia niezakończonego tematu zbrodni wołyńskiej, który propaganda rosyjska łączy z bieżącą sytuacją w Ukrainie i współczesnymi Ukraińcami. Starają się udowodnić, że wydarzenia historyczne z okresu II wojny światowej obciążają współcześnie żyjących Ukraińców oraz świadczą o ich tożsamości.

Kto w takim razie jest najbardziej narażony na dezinformację?

Narażeni są przede wszystkim ci, którzy używają internetu, choć dociera ona także do osób, które go nie używają – bo rozchodzi się również za pomocą „marketingu szeptanego”. Najbardziej narażeni jesteśmy wtedy, gdy sytuacja staje się kryzysowa i nasze negatywne emocje (silny lęk, frustracja, poczucie braku bezpieczeństwa) gwałtownie rosną. To się dzieje choćby podczas wojny, pandemii czy innych stresujących zdarzeń. Jest w nas, ludziach, taki mechanizm psychiczny, że gdy odczuwamy silny lęk i zaburzone jest nasze poczucie bezpieczeństwa, robimy wszystko, żeby przywrócić stabilną sytuację. Każdy ma na to swój sposób.

Przykładem może być pandemia. Szczególnie dobre było to widać na początku, gdy niewiele było wiadomo o wirusie i nie znaliśmy odpowiedzi na kluczowe pytania o nasze bezpieczeństwo, a informacje się często zmieniały, a nawet wykluczały. Wiele z nas szukało odpowiedzi na własną rękę. Jeśli ktoś miał większą tolerancję na niepewność, mógł dłużej poczekać na kluczowe odpowiedzi, ale ci z nas, którzy z trudem znoszą niepewność, potrzebowali natychmiast oswoić tę sytuację. A przeszukując internet łatwo było natknąć się na teorie spiskowe czy niesprawdzone przekazy - i uwierzyć w nie, ponieważ przynosiły ulgę. Krótkotrwałą, pozorną, ale jednak ulgę. W takich lękowych sytuacjach jesteśmy wszyscy podatni na dezinformację. Strach i lęk są najlepszymi emocjami z punktu widzenia osób siejących dezinformację, właśnie dlatego, że trudniej nam wtedy o logiczne myślenie.

Podobnie gdy jesteśmy zestresowani i wchodzimy do internetu, aby znaleźć odpowiedzi, a znajdujemy na Facebooku czy innej platformie treści, które pasują do naszych poglądów, wtedy łatwo uznajemy je za prawdziwe. Działa wówczas klasyczny błąd poznawczy, który sprawia, że najczęściej nie weryfikujemy informacji pasującej do naszych poglądów. Ponieważ doskonale pasuje ona do naszej wewnętrznej układanki, natychmiast ją akceptujemy. W ten sposób łatwo uwierzyć w doniesienia nieprawdziwe.

Potrzebujemy wiedzy, aby się na dezinformację uodpornić. Pomaga w tym znajomość mechanizmów dezinformacji, dlatego wszelkie szkolenia, książki (niekoniecznie moja), czytanie artykułów, słuchanie programów, które odsłaniają mechanizmy manipulacji w sieci, pomogą nam w budowaniu odporności.

Wspomniała Pani o różnych platformach. Ostatnio najbardziej rośnie Tik Tok, który wydaje się trudniejszy do kopiowania treści, do powielania fake newsów, bo wymagana jest „twarz”, która je pokaże. Czy tam też problem jest tak duży?

Osób, które „dają twarz”, które będą gotowe siać dezinformację, nigdy nie brakuje. Nie inaczej jest na Tik Toku, gdzie tej dezinformacji jest bardzo dużo. Tak jak w innych mediach społecznościowych, do jej rozpowszechniania wykorzystywane są konta, które podbijają zasięgi (można to robić sztucznie, używając botów czy kupionych „lajków”). A kiedy jakaś treść wzbudza zainteresowanie, wtedy algorytm platformy podpowiada ją innym użytkownikom. W ten sposób nieprawdziwe informacje docierają do dużych grup internautów.

Na TikToku, bardziej niż w innych social mediach, aktywne są osoby bardzo młode, które pewnie w większości do Pani książki (jeszcze) nie dotrą. Jak możemy ich wspierać, aby budować na nią odporność?

Po pierwsze edukacja – do szkół należy wprowadzać programy, które adekwatnie do wieku i poziomu rozwoju pomagają wykształcać krytyczne myślenie, dają narzędzia do budowania takiej postawy. Można i należy edukować już kilkuletnie dzieci, ponieważ one również korzystają z internetu, natykają się na reklamy i inne przekazy. Warto, aby wiedziały, że w sieci nie wszystko jest prawdziwe.

Po drugie - jako rodzice rozmawiajmy z dziećmi o tym, co znajdują w internecie. Nie chodzi przy tym o to, aby krytykować ich zainteresowania, ale by wspólnie przyglądać się i zadawać pytania – są kluczowe w praktyce krytycznego myślenia. Jeśli znajdujemy coś zaskakującego w sieci, postawmy sobie i dziecku pytania: co to jest, co wiemy o źródle, z którego dany materiał pochodzi. Czy możemy znaleźć potwierdzenie, że to prawdziwa informacja? Czasem rodziców blokuje to, że nie znają odpowiedzi. Nie muszą! Dużo cenniejsze jest wspólne jej poszukiwanie. A nawet jeśli nie uda się jej znaleźć, to samo postawienie pytań zmienia postrzeganie na bardziej krytyczne.

Przeczytałam ostatnio takie zdanie, które wydało mi się nieco naiwne: że wystarczy, jeśli wszyscy będziemy krytycznie myśleć, a wtedy uda nam się wyeliminować dezinformację. Ale może rzeczywiście jest jakaś metoda, dzięki której będziemy w przyszłości żyć bez dezinformacji?

O ile rzeczywiście zawsze myślelibyśmy krytycznie, to zdanie byłoby prawdziwe. Ale gdy jesteśmy w sytuacji długotrwałego stresu, logiczne myślenie schodzi na dalszy plan, więc jest właściwie niemożliwe, abyśmy zawsze zachowywali krytycyzm.

Oczywiście, im więcej osób będzie potrafiło myśleć krytycznie, tym większa będzie szansa, że również w kryzysowych momentach będziemy zachowywać rozsądek i dezinformacja zostanie znacznie ograniczona.

***

Osoby, które chciałyby spotkać się z Anną Mierzyńską, a także kupić książkę „Efekt niszczący. Jak dezinformacja wpływa na nasze życie” z autografem autorki zapraszamy na spotkanie autorskie we wtorek 22 listopada o godz. 19:00 w Big Book Cafe w Warszawie. Szczegóły w wydarzeniu na Facebooku.

Rozmawiała Aleksandra Błaszczyk