Świeżo po wizycie studyjnej w Finlandii, gdy z naszego fundacyjnego Facebooka zniknęły już wrzucane stories, czas na pierwsze podsumowania. Wyjazd i poznanie fińskiego systemu edukacji, był nagrodą dla zwyciężczyni konkursu Nauczyciel Jutr@ 2021 – Joanny Mikusek–Przystajko z Kudowy-Zdrój. Z Panią Joanną pojechała również dyrektorka szkoły w której pracuje - Anna Chełmińska oraz przedstawiciele naszej Fundacji. Jaki był cel tej wizyty? Chcieliśmy sprawdzić, co powoduje, że o fińskim systemie edukacji mówi się tak dobrze. Najważniejszy jednak powód, to chęć zebrania inspiracji i pomysłów do naszej pracy – tak, by to co robimy robić jeszcze lepiej. Zapraszam na relację z kraju Muminków i miliona saun. W podróż zabierze Was Krzysztof Kosiński, koordynator programu MegaMisja.
Fiński system edukacji. O tym, co mnie zaskoczyło
Fiński system edukacji, przez wielu uważany za wzorcowy, wcale nie jest tak różowy jak mogłoby się wydawać. I nie chodzi o to, że jest źle zorganizowany lub nieefektywny. Nauczycielki i nauczyciele również tam borykają się z problemami – tylko, co zrozumiałe, mają inny punkt odniesienia.
Zacznę od tego, że nasza wizyta studyjna miała odbyć się w maju, ale ku naszemu zdziwieniu w Finlandii rozpoczął się wówczas strajk nauczycieli – po pierwszym szoku, staraliśmy się dowiedzieć dlaczego. Nie omieszkaliśmy też zadać pytań o strajk będąc już na miejscu – usłyszeliśmy, że chodzi o obciążenie związane z pandemią, ilość pracy, ale również wynagrodzenia. Brzmi znajomo, prawda?
Powszechna opinia głosi, iż edukatorzy w tym kraju są wynagradzani najlepiej na świecie. Patrząc na to jednak przez pryzmat innych grup zawodowych oraz koszty życia w tym kraju, nie jest to już takie czarno-białe. Po trwającym dwa tygodnie proteście, efekty, czyli 2% podwyżka wynagrodzeń w tym i kolejnych latach, okazała się jednak dla wielu rozczarowaniem. Temat zarobków, nie zdominował na szczęście naszej wizyty – bo wiedzieliśmy, że nasza perspektywa jest zupełnie inna niż Finów.
Autonomia szkoły i nauczycieli
Fiński model edukacji opiera się na dwustopniowej szkole podstawowej 6- i 2-letniej. Dzieci przez pierwsze sześć lat zazwyczaj pracują z jednym nauczycielem, który przybliża im większość przedmiotów, prócz takich jak muzyka, plastyka, technika, czy wychowanie fizyczne. Nie jest to jednak zasadą, bo to szkoła decyduje jak te proporcje są rozłożone. Usłyszeliśmy od nauczycieli, że bardzo chwalą sobie taką logikę. Przez 6 lat nauczycielki i nauczyciele są w stanie doskonale poznać dzieci, pracować nad ich postawami i nawykami. Śmiali się także, że już po minie czy spojrzeniu ucznia, wiedzą czego się spodziewać ;)
Zajęcia w szkołach trwają 70 lub 45 min, a ich organizacja zależała od danego miejsca. Dodatkowo dzieci mogą na przerwach wychodzić na dwór, na plac zabaw. Młodsze dzieci mają też około południa godzinną przerwę na której biegają po dworze – i jak to w Skandynawii, nie ma złej pogody. Dzieci samodzielnie zakładają kalosze, kurtki przeciwdeszczowe i szaleją – widzieliśmy, że korzystają z tej możliwości ochoczo. To, co zwróciło uwagę naszej grupy, to fakt, że szkoły nie są ogrodzone… ale to również wynika z mentalności Finów.
Z rozmów z dyrektorami i nauczycielami dowiedziałem się, że nie towarzyszy im tak powszechny w naszych polskich szkołach strach przed nadzorem pedagogicznym. Nie czują się kontrolowani – wydawali się nawet zaskoczeni tym pytaniem. Ten ważny element wydaje mi się kluczowy i budujący poczucie nie tylko autonomii szkoły i nauczycieli, ale również dający miejsce do popełniania błędów, szukania nowych rozwiązań. Pojawiały się głosy ze strony dyrekcji, że dużo łatwiej jest prowadzić im ich placówki, gdyż sami zrekrutowali swoich nauczycieli i mają duży wpływ na to jak wygląda ich szkoła. Niejednokrotnie podkreślali, że czują się niezależni, jedna z dyrektorek mówiła wręcz o szkole – „w moim domu”.
W każdej ze szkół, którą odwiedzieliśmy, mieliśmy okazję rozmowy z dyrekcją, nauczycielami i uczniami. W jednej ze szkół spotkania nie zaczęła z nami dyrektorka, a kilku nauczycieli, którzy akurat byli w pokoju nauczycielskim. Byli bardzo otwarci na dyskusję, co też stanowi wymowny znak panującej atmosfery. Miłe rozmowy w pokoju nauczycielskim pokazały, że nie czują presji ze strony rodziców na oceny uczniów, każda szkoła uważana jest za równie dobrą, nie ma rankingów a szkolnictwo prywatne stanowi 1-2%.
Sprzęt to codzienność
W każdej z odwiedzanych przeze mnie szkół, uderzała mnie kwestia tak prozaiczna jak ich wyposażenie. Od świetnie rządzonych i zaprojektowanych klas do prac technicznych, przypominających raczej małe laboratoria – warsztaty wyposażone w niezbędny sprzęt, czy też klas muzycznych. Znajdowały się w nich nie tylko młotki, śrubokręty czy ściski, ale również wiertarki, piły elektryczne, drukarki 3D, przeróżne instrumenty muzyczne oraz komputery, z których dzieci w miarę potrzeby korzystały na zajęciach. Co ważne, dzieci miały dostęp do wszystkich narzędzi. Nikt nie martwił się wiszącymi na wierzchu piłami, czy zawansowanymi maszynami – potwierdziło to tylko, że Finowie cenią wszelkie umiejętności manualne – dzieci w szkole uczą się szyć, cerować, wycinać w drewnie i innych materiałach. W ten sposób uczą się samodzielności i tego, co przyda im się w dorosłym życiu. To, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że dzieci po sobie sprzątają – myją ławki, zamiatają podłogę. To także uczy ich obowiązkowości.
Małą, a istotną rzeczą, która niestety nie jest powszechna w polskich placówkach edukacyjnych był login dla każdego ucznia, dzięki któremu czy to na zajęciach technicznych, angielskim czy fińskim mogli zalogować się do sprzętu. Moje wyobrażenie, iż uczniowie będą na lekcjach siedzieć z otwartymi laptopami raczej jak pracownicy korporacji niż uczniowie okazało się całkowicie błędne. Cyfrowe narzędzia to tylko narzędzia. Są używane wtedy, gdy jest taka potrzeba, a dzieci świetnie pracowały przy użyciu książek czy ćwiczeń - obrazek dobrze znany z polskiej szkoły. Jednak każda klasa była wyposażona w rzutnik bądź tablicę interaktywną, a kreda jest raczej reliktem przeszłości niż czymś, co można zobaczyć na co dzień.
Szacunek do uczniów i do nauczycieli jako podstawa
Najważniejszą i najbardziej zaskakującą mnie kwestią nie były jednak kwestie budynków czy sprzętu, a podejście do ucznia. W miejscach, które zobaczyłem spotykaliśmy się z dyrektorami i nauczycielami oraz swobodnie mogliśmy zaglądać do każdej klasy i obserwować odbywające się tam zajęcia. W uczniach nasze odwiedziny budziły ciekawość, a w nauczycielach otwartości i chęć pokazania, w jaki sposób pracują. Nie były to jednak przedstawienia wyreżyserowane wcześniej, a zwykłe, codzienne zajęcia.
Ważnym elementem wizyty było pokazanie szkoły, przestrzeni i opowiedzenie o tym, co i gdzie dzieje się na co dzień. Przewodnikami zazwyczaj byli rezolutni uczniowie i uczennice, 5- i 6-klasiści, którzy z przejęciem prowadzili opowieść o swoich szkołach i odpowiadali na pytania moje i moich koleżanek. W jednej ze szkół, spontaniczne naszą przewodniczką poza dyrektorem i wicedyrektorem stała się Karolina – 6-klasistka polskiego pochodzenia, która w Finlandii jest od pięciu lat. Od niej mogłem dowiedzieć się, czy lubi swoją szkołę, czy odrabia zadania domowe, jakie jest podejście nauczycieli do uczniów. Na pytanie, czy lubi chodzić do tej szkoły, odpowiedziała „jasne, poza tym nie znam nikogo kto by nie lubił”. Okazało się również, że uczniowie mówią do nauczycieli i dyrekcji po imieniu, a ich obraz w oczach Karoliny, to obraz ludzi, którzy zawsze pomogą, nigdy nie krzyczą, za to często się uśmiechają i dają dużo swobody. Mała przewodniczka nie narzekała na zadania domowe, konieczność nauki do sprawdzianów, gdyż nie ma ich tak dużo. Zapewniała też, że jeśli ktoś czegoś nie rozumie, zawsze może prosić nauczyciela o pomoc. Niewątpliwie nie czuła się obciążona obowiązkami szkolnymi, a szkoła była dla niej raczej miejscem przyjaznym, w którym miło spędza czas i nawiązuje relacje.
Samodzielność jako klucz
Każda z odwiedzonych przeze mnie szkół miała swoją własną specyfikę. Różniły się nie tylko ustawieniem ławek, aranżacją przestrzeni, ale również misją za którą podążają nauczyciele. W jednej z nich główny nacisk położono na współpracę między uczniami, w innej głównym i nadrzędnym celem było kształtowanie pewnego i akceptującego siebie młodego człowieka. Elementem wspólnym dla wszystkich miejsc był jednak szacunek nauczyciela do ucznia, ucznia do nauczyciela, nauczyciela do rodzica, rodzica do nauczyciela (nie oznacza, to jednak, że nie zdarzają się rodzice z dużymi oczekiwaniami) oraz wsparcie dla mniejszości etnicznych czy seksualnych. Kolejną ważną wspólna kwestia była samodzielność, która bardzo wybijała się w trakcie lunchów w szkolnych stołówkach, w których uczniowie nie byli biernymi konsumentami, a osobami które odpowiadają za to, co i ile zjedzą. Fale przetaczających się dzieci w różnym wieku, nakładające sobie same jedzenie, odnoszące tace, talerze, sztuce, szklanki do specjalnie przygotowanych miejsc. Wszystko było zorganizowane w taki sposób żeby obsługa musiała zrobić tylko niezbędne minimum. Dodatkowo dzieci sprzątały też stoły (myły je) odstawiały krzesła – to ma ich nauczyć, że za porządek w szkole odpowiadają wszyscy, nie tylko dorośli.
Samodzielność można było również dostrzec na wielu lekcjach, które różniły się od siebie w zależności od placówki i jej możliwości lokalowych oraz tego, kto daną lekcję prowadził. Każdy z pedagogów miał swoje indywidualne podejście, autonomię. Widziałem jednak powszechny obrazek uczniów siedzących w słuchawkach tłumiących hałas, kręcących na specjalnym krześle, siedzących gdzieś z boku, bo akurat mieli taką potrzebę – to wszystko uświadomiło mi, że dzieci mogą decydować, jak lepiej im się uczyć. Biorą w ten sposób odpowiedzialność za to, co wyniosą z lekcji. Wbrew pozorom, w fińskiej szkole nie ma atmosfery rozluźnienia i widoku nauczyciela, który stara się przekrzyczeć klasę. Jest zupełnie odwrotnie – spokojnie i miło.
I na koniec…
Wizyta w szkole kojarzy mi się z hałasem i dźwiękiem „wyjących” co 45 minut dzwonków, które musi usłyszeć nie tylko uczeń, ale również, mam czasem wrażenie, cały świat. Miejsca, które odwiedziłem były pełne dzieci, ale były ciche, bez dzwonków i wrzasków dzieci. Panował w nich miły gwar i duży ruch. Może receptą na to była bardzo długa przerwa, którą dzieci spędzał na dworze… oraz nauka od małego, że brak krzyku jest wyrazem szacunku.
Nie oznacza to, że uczniowie byli sformatowani jak meble z popularnego skandynawskiego sklepu meblowego, wręcz przeciwnie: wszędzie można było dostrzec różnorodność.
Całość wizyty pokazała mi i utwierdziła w przekonaniu, że najważniejsi są ludzie, bo to oni budują daną szkolę. To, jacy są, jak ze sobą współpracują, decyduje czy jest to przyjazne miejsce dla ucznia. Kluczowym elementem jest również system oparty na zaufaniu i elastyczności. Taki według mnie jest fiński model. Czasem słyszę głosy, mówiące, że żeby w polskiej szkole coś się zmieniło, trzeba by wszystko „zaorać” Ja jestem jednak daleki od tego stwierdzenia, bo widzę i współpracuję z wieloma wspaniałymi nauczycielami, którzy w swoich klasach wykonują świetną robotę i „myślą po fińsku”. Uważam, że dobrym kierunkiem ku zmianie byłoby nie traktowanie edukacji jako kwestii politycznej, zaufanie dyrektorom i nauczycielom, danie im elastyczności i odchudzenie podstaw programowych, na które mieli by sami kluczowy wpływ.