Kiedyś się bałem i nie robiłem, dziś się boję i robię
Pamiętam jak dziś. Luty 2015 roku. Przeglądam Facebooka i wyświetla mi się film o amerykańskim nauczycielu chemii – Aaronie Samsie. Aaron przygotowywał filmy i inne materiały edukacyjne i udostępniał je uczniom jako materiał do kolejnej lekcji. Metoda ta to tzw. flipped classroom, czyli nasza polska lekcja odwrócona lub wyprzedzająca. Oczami wyobraźni już widziałem, jak nagrywam wszystkie lekcje, montuję i wrzucam na kanał na YouTube, który już w 2012 roku założyłem i prowadziłem dla gimnazjum w Koziegłowach. Ziarno zostało zasiane, ale potrzebowało aż dwóch lat i ogromnej zawodowej porażki – niezdanego egzaminu na nauczyciela dyplomowanego w listopadzie 2016 roku – aby wykiełkowało. Dlaczego?
Po pierwsze, za bardzo kombinowałem z jakimiś „green screenami” i mimo sporych umiejętności technologicznych, nie bardzo wyobrażałem sobie pokazywanie i tłumaczenie czegoś, czego nie widzę, a co dopiero dodam w montażu. A po drugie potrzebowałem kopa w postaci porażki, która zmobilizowała mnie do działania. Wprowadzając wymarzoną, oddolną innowację, chciałem pokonać swoją niechęć do urzędniczego systemu edukacji, ale nie zgłosiłem Radzie Pedagogicznej planu działania koła filmowego, które prowadziłem i z którym wygrywałem ogólnopolskie konkursy. Tym samym formalnie nie spełniłem punktu 8.4.c awansu zawodowego, więc mimo moich wielu pozytywnych działań na rzecz szkoły i uczniów, nie zasłużyłem na tytuł nauczyciela dyplomowanego. No i nic by się nie wydarzyło, gdybym nie poprosił o pomoc mojego absolwenta Jacka Kułakowskiego.
Jacek w tamtym czasie był już dość znanym youtuberem zajmującym się gamingiem w wirtualnej rzeczywistości, a my w szkole, jak co roku, organizowaliśmy w styczniu finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. I ja tego roku wymyśliłem sobie, że chciałbym ten finał transmitować na żywo na Facebooku. Zapytałem Jacka, czy mi pomoże i mnie tego nauczy. Pomógł, pokazał, nauczył. A ja wtedy doznałem olśnienia. Właśnie tak chcę uczyć w sieci. Na żywo. Pisząc dzięki tabletowi graficznemu skomplikowane tematy chemiczne i przeprowadzając doświadczenia na żywo. A najważniejsza była dla mnie interakcja z uczniem. Lekcja musi żyć. Musi być robiona z ludźmi i dla ludzi. Obserwując twórców internetowych, zauważyłem, że oni tworzą postacie, marki osobiste ze swoimi logotypami, powiedzonkami i innymi znakami rozpoznawczymi. I tak powstał pomysł na postać Pana Belfra – nauczyciela z Internetów. Na logo nawiązujące do rozpoznawalnego na całym świecie znaku Supermena. Na żółty kolor, który tak jak w świecie przyrody ma oznaczać: „UWAGA, to może być dla Ciebie ważne”. Powstała strona internetowa, strona w serwisie Facebook, profil w serwisie Instagram, no i oczywiście kanał na YouTubie.
Cel był prosty – wykorzystując multimedia i media społecznościowe, pokazać, że edukacja może być WOW. A że jestem nauczycielem chemii, a z chemią wielu ma spore problemy, to zacząłem od tego, w czym jestem dobry. Plan był szalony. Chciałem w dwa miesiące nagrać 3 lata chemii w szkole, tak aby przygotować materiał do powtórki do egzaminu dla moich uczniów. Bo pamiętaj, że to im chciałem pomóc przede wszystkim. Chciałem, żeby z ciekawości zobaczyli, co ja tam w tych „internetach” wyczyniam. Jestem przekonany, że większość z nich chciała zobaczyć moją spektakularną porażkę, bo i ja sam ją zakładałem. No ale tym razem porażki nie było. Udało mi się nagrać na żywo, dostępne dla wszystkich na Facebooku, 8 około 90-minutowych lekcji z interakcją z uczniami i z doświadczeniami na żywo. Za wszystko byłem odpowiedzialny sam. Za przygotowanie prezentacji, za ustawienie kamer, świateł, dźwięku, za publikację na Facebooku. Czy się udało? Na pierwszej lekcji na żywo było 60 osób, na ostatniej już 600 osób z całej Polski uczyło się razem ze mną. Po transmisji przerzuciłem te nagrania na swój kanał na YouTubie, gdzie te i kolejne wideolekcje były wyświetlane już ponad 2 miliony razy przez ponad 285 tysięcy godzin. Czyli jedna osoba musiałaby non stop oglądać moje filmy przez 33 lata!
Oto efekt skali, jaki można osiągnąć, tworząc wartościowe materiały edukacyjne i otwierając je dla wszystkich – na przykład dzięki mediom społecznościowym. Najważniejsze w tym wszystkim to robić to tak samo jak robimy w klasie na lekcji, czyli prawdziwie, z pasją i energią. Czy trzeba tworzyć postać? Nie trzeba, ale to ułatwia. Kiedy zdejmuję żółtą koszulkę to jestem Dawidem Łasińskim – tablicowym nauczycielem chemii w Zespole Szkół im. gen. Dezyderego Chłapowskiego w Bolechowie. I nigdy Pan Belfer nie byłby tak skuteczny w sieci, gdyby Dawid Łasiński nie był skutecznym nauczycielem w sali lekcyjnej. A co dał projekt Pan Belfer nauczycielowi Dawidowi Łasińskiemu? Niezliczoną liczbę przyjaciół, którym również zależy na edukacji. I to nie tylko wśród uczniów, lecz także wśród nauczycieli i o dziwo wśród rodziców. Dało mi to ogromną energię do działania i poczucie wsparcia społecznego. Dzięki temu tworzę i współtworzę projekty, na które Dawid nie miałby odwagi bez Pana Belfra. Jestem też dla moich uczniów najbliższym dowodem na to, że nie trzeba mieć żadnego talentu, by zrobić coś istotnego.
Najważniejsza jest świadomość intencji tego, co robimy, chęć pomocy innym, konsekwencja, cierpliwość i oczywiście ciężka praca. No a dodatkiem, którego się nie spodziewałem i nie zakładałem, była i jest masa przygód, które ciągle mnie zaskakują i dzięki którym ciągle oddalam się od własnej strefy komfortu i mam impulsy do samorozwoju. Chcesz coś zmienić? Przestań robić to, co jest Ci znane i w czym czujesz się bezpiecznie. Rzuć się w wir nowego, nieznanego i ucz się w każdej chwili. Z pewnością zyskasz wtedy zaufanie swoich uczniów, a co najważniejsze, zyskasz zaufanie do siebie samego i swoich wyborów. A to jest przecież w życiu najważniejsze. No to działaj. Trzymam za Ciebie kciuki!
Artykuł pochodzi z publikacji: Jutro w szkole. Szkoła jutra. 2020