„Zrozumiałem, że piętnastolatkowie, którzy przychodzą do naszej szkoły, to geniusze. Wystarczy dać im przestrzeń, możliwości, pozwolić uwierzyć w siebie i postawić przed nimi ciekawe zadania”. – mówi o swoich uczniach Artur Tutka, laureat Nagrody Specjalnej w konkursie Nauczyciel Jutr@. W szkole, w której uczy, powstają protezy dłoni w druku 3D, bezdotykowe klawiatury dla osób z niepełnosprawnościami… i wiele więcej – rodzi się współpraca, poczucie własnej wartości oraz wrażliwość na potrzeby innych.
Za nami gala 3. edycji konkursu Nauczyciel Jutr@, ale emocje jeszcze nie opadły. Wydarzenie zainicjowała Fundacja Orange z Głosem Nauczycielskim. Spośród zgłoszeń jury pod przewodnictwem prof. Stefana M. Kwiatkowskiego wybrało zwyciężczynię – Aleksandrę Janicką z Przedszkola Publicznego im. Misia Uszatka w Zespole Szkolno-Przedszkolnym Nr 1 w Strzyżowicach. Moją rozmowę z Panią Aleksandrą znajdziecie tutaj. Więcej o samym konkursie możecie przeczytać na stronie.
Pierwszy raz w historii konkursu wręczono także Nagrodę Specjalną za szczególną postawę i działania na rzecz uczniów i uczennic. Otrzymał ją Artur Tutka, nauczyciel przedmiotów zawodowych w Zespole Szkół Technicznych i Ogólnokształcących im. Stefana Banacha w Jarosławiu. Pan Artur to pedagog z 25-letnim stażem. Od pięciu lat realizuje w szkole STEAM, wykorzystując na zajęciach technologię druku 3D.
To uczniowie są w centrum wszelkich działań edukacyjnych Pana Artura, który bardzo często pełni rolę przewodnika i doradcy życiowego. W wielu kwestiach daje im wolność i sprawczość, której tak często brak w polskich szkołach. Podopieczni mogą na przykład samodzielnie: korzystać z pracowni, doświadczać, ćwiczyć i eksperymentować. To tu powstają protezy dłoni 3D oraz klawiatury dla osób z niepełnosprawnościami.
Ewa Wróbel: Wszystko zaczęło się od tego, gdy do Pana klasy przyszła Kinga, uczennica bez części lewego przedramienia. Chciała zostać mechanikiem pojazdów samochodowych. Postanowił jej Pan pomóc oraz zaangażować w działania swoich uczniów. Nie znaliście wtedy druku 3D, ale szukaliście informacji w internecie i na portalach społecznościowych związanych z drukiem. Protezę wręczyliście uczennicy jako prezent na studniówkę.
Jak udało się Panu zmotywować młodzież do pomocy Kindze?
Artur Tutka: W budżecie jednego z grantów zostało mi wolnych 7 tysięcy. Umieściłem w nim, trochę spontanicznie, zakup drukarki 3D. W ten sposób pierwsze takie urządzenie pojawiło się w naszej szkole. Wtedy do szkoły przyszła nasza Kinga.
Kinga wiele przeszła. Bardzo dokuczały jej koleżanki, odrzucały ją, a ona spędzała czas na podwórku z chłopakami. Kochała motoryzację i samochody, marzyła, żeby zostać mechanikiem samochodowym. To trudny zawód do wykonywania, zwłaszcza wtedy, gdy posługujemy się jedną sprawna ręką. Tylko, jak to powiedzieć dziecku, które ma takie marzenia? Obiecałem jej mamie, że staniemy na głowie, żeby pomóc. A tak się złożyło, że jakiś czas późnej przyszli do mnie ambitni uczniowie i zapytali, co mogą zrobić na szóstkę. Powiedziałem – zróbcie Kindze „rękę”.
Wkrótce pojawili się z konkretnym pomysłem na protezę. Chcieli wykorzystać do tego drukarkę 3D. Pokazali mi drogę i otworzyli oczy na tę nową technologię.
Stworzenie ruchomej protezy to proces bardzo skomplikowany, ale w naszej szkole uczy się kompletu zawodów, które razem mogą zrobić prawie wszystko: technik mechanik – projektował lej i elementy ręki, technik elektronik – zbudował odpowiednie układy elektroniczne, które uruchomiły rękę, technik programista i technik informatyk – zaprogramowali ją, natomiast technik cyfrowych procesów graficznych był odpowiedzialny za estetykę całości. Powstał więc zespół uczniowski, który wykonał protezę 3D dla Kingi. Dziś Kinga studiuje na politechnice, sprowadza samochody z USA i je remontuje. Ta proteza zmieniła jej życie.
Trafiają też do nas inne dzieci z podobnym problemem, którym pomagamy. Robimy to za darmo ponieważ technologia druku 3D jest bardzo tania. To istotne, bo taka ręka, gdy dziecko rośnie, musi być wymieniana co 2 lata, a mało kogo stać na bardziej zaawansowaną protezę. Nasz projekt nazwaliśmy „Szczęście z plastiku”.
Co najbardziej lubi Pan w swojej pracy? Co jest dla Pana najważniejsze w pracy z młodzieżą?
Zrozumiałem, że piętnastolatkowie, którzy przychodzą do naszej szkoły, to geniusze. Wystarczy dać im przestrzeń, możliwości, pozwolić im uwierzyć w siebie i postawić przed nimi ciekawe zadania i konkretne cele, które są związane z rzeczywistością.
Zupełnie zmieniłem swój sposób prowadzenia lekcji. Przyjmuję na zajęcia każde dziecko, które przychodzi do pracowni, nie stawiam ocen cyfrowych (na koniec roku wszyscy zaangażowani w projekty 3D mają 6), nie odpytuję i nie robię sprawdzianów oraz wychodzę z założenia, że to uczniowie „grają pierwsze skrzypce” – definiują problemy, decydują, czym chcą się zajmować, a ja im tylko towarzyszę, wspieram i służę pomocą, jeśli jej potrzebują. Teraz wiem, że lekcje nie trwają 45 minut, tylko w pewnym sensie: 24 godziny na dobę, a program nauczania pisze nam samo życie.
Uczniowie są w naszych projektach głową, mamy grupy na Messengerze dedykowane każdemu zadaniu i tam rozwiązują problemy, dyskutują. Jeśli tylko sala jest wolna, przychodzą po lekcjach albo w wakacje i działają. Ja ich do tego nie namawiam, sami chcą, a ja tylko nieznacznie nad tym czuwam. Do prowadzenia zajęć angażuję także rodziców, którzy zawodowo zajmują się jakąś dziedziną, związaną z profilem szkoły, np. elektroniką. To zawsze się sprawdza.
Jeśli chodzi o dzisiejszy świat i technologie – czy rozmawia Pan ze swoimi uczniami i uczennicami na temat ich aktywności i wyzwań w sieci?
Staram się też uczyć swoich podopiecznych kompetencji miękkich, które potem przydadzą im się w życiu i pracy zawodowej. Po pierwsze, używam umiejętności pozyskiwania funduszy na rozmaitych zbiórkach crowfundingowych, żeby móc dzięki temu realizować marzenia, wykorzystując do tego social media. Oni również obserwują w praktyce, jak zdobywam przez Patronite środki na projekt „Szczęście z plastiku” (choćby na zakup materiałów czy sprzętu do pracowni). Po drugie – komunikacji, która pomaga „sprzedać” projekt w szerszym świecie i mediach. Zachęcam młodych ludzi na przykład do kręcenia komórką wartościowych filmów relacjonujących ich działania i udostępniania materiałów w sieci. Podpowiadam, jak rozmawiać z dziennikarzami. Sam zresztą pokazuję w lokalnych mediach szkolne działania, co pomogło mi pozyskać patronat i finansowe wsparcie. Po trzecie – kładę nacisk na umiejętność pomagania słabszym.
Mówię im, że biorą udział w olimpiadach życia – tu nie staje się na podium, nie dostaje pucharu, ale nagrodą jest radość, że się komuś pomogło. Wiem, że wychodzą ze szkoły jako dobrzy ludzie, wykorzystując sieć do celów pozytywnych. Po przejściu „Olimpiady życia” obcy w sieci jest im: hejt, wyśmiewanie, krytyka, itp. Są bardziej wrażliwi na człowieka.
Pomówmy o nowoczesnych technologiach. Mają one tutaj swoją ogromną rolę, przede wszystkim otwierają wiele możliwości…
Dzięki nowoczesnym technologiom osiągnęliśmy wielki sukces. Filip to uczeń współodpowiedzialny za genialny projekt, prezentowany w Dallas. Gdy przyszedł do nas do szkoły był drobny i cichy, nikt nie przypuszczał, że to chłopak z takim potencjałem. W pierwszej klasie zapytał mnie, czy może użyć drukarki 3D, by zrobić klawiaturę i wystartować w szkolnym konkursie Explory. Pomyślałem, że to kolejne urządzenie, które już wszyscy na świecie mają, ale pokazałem Filipowi, jak używać drukarki, technologii przyrostowej, zaś on przygotował projekt.
Na finał konkursu zaprosiłem przedsiębiorców, by dać szansę najlepszym pomysłom na ich wdrożenie. Jeden z biznesmenów podszedł do mnie i powiedział, że mam geniusza na sali. Chodziło mu o Filipa i jego pomysł, który był w zasadzie gotowy do sprzedaży. Była to klawiatura, ale nie zwyczajna, tylko zaprojektowana dla osób z niedowładem kończyn górnych, sterowana wysięgnikiem zamontowanym na opasce, zakładanej na głowę. Chłopak połączył w niej druk 3D i kontaktron, urządzenie, o którym dowiedział się od dziadka majsterkowicza. Sprzęt działa tak, że po zbliżeniu do niego magnesu zachodzi reakcja. Dodał do tego patent autorstwa taty kolegi, który chorował na stwardnienie rozsiane. Ponieważ nie mógł używać rąk, by wciskać klawisze komputerowe, przywiązywał do czapki patyk i robił to przy jego użyciu.
W urządzeniu Filipa podobny, tylko znacznie bardziej skomplikowany, mechanizm działa bez zarzutu. Chłopak dzięki niemu wygrał konkurs szkolny, później wojewódzki, a następnie ogólnopolski Gdynia Explory Week i dostał akredytację na największe wydarzenie dla młodych naukowców na świecie Regeneron ISEF Dallas 2023, które odbywało się w USA. Zdobył tam 2. miejsce i nagrodę specjalną od IEEE, 3. miejsce w kategorii Embedded systems od Microsoft. Otrzymał też stypendium inwestycyjne od Rafal Brzoska Foundation. Przyznano mu mentora, którym został Petros Psyllos, absolwent MIT. Na studia Filip prawdopodobnie wyjedzie za granicę, ale o tym zdecydują rodzice.
Do tej pory zastanawiam się nad tym, co by było, gdybym wtedy powiedział: nie, nie bierz udziału w konkursie, nie poświęcę Ci czasu na pokazanie drukarki 3D. Albo gdybym wygłosił zdanie, które często pada ze strony nauczycieli: dobrze, ale może za rok… teraz mam przerwę lub idę do domu.
Czego mogę życzyć Panu oraz Pana uczniom i uczennicom na przyszłe lata?
Te metody pracy i osiągnięcia uczniów pokazują, że STEAM może zdziałać cuda. Udowodniliśmy to, iż można zrobić prawie wszystko, nawet w Jarosławiu na Podkarpaciu, w małej piwniczce z drukarkami 3D, a wybór średniej szkoły technicznej to dla wielu młodych ludzi najlepszy sposób na rozwinięcie potencjału i ciekawą przyszłość zawodową.
Czego nam życzyć? Więcej patronów, abyśmy mieli na pizzę na zajęciach dodatkowych, gdy rozwiązujemy problemy ludzi. Przychylnego spojrzenia przyszłego Ministra Edukacji na szkolnictwo zawodowe, które jest bardzo kosztowne.
Co Pan chciałby Pan powiedzieć (może doradzić) innym nauczycielom i nauczycielkom, być może przyszłym uczestnikom i uczestniczkom kolejnej edycji konkursu Nauczyciel Jutr@?
Szkoła + Uczeń + Rodzic + Media = Sukces!